Dziś coś dłuższego. I coś - w zamyśle - dla panów. Ale i panie proszę o komentarze.
Po czym poznać pantoflarza? Definicji jest wiele. Ja mam własny
test. Żonatemu facetowi mówię, że jestem kawalerem i patrzę jak
zareaguje. Dziś wiem, że żonaci dzielą się na dwie grupy. Na tych,
którzy potrafią mi powiedzieć 'nie śpiesz się' i na tych, którzy tego
nie potrafią.
Powiedział mi tak ojciec, powiedział mi tak dobry
przyjaciel, powiedział mi wreszcie kumpel z pracy. Traumatyczne ofiary
nieudanych związków? Skądże, każdy z nich jest szczęśliwy i ma równie
szczęśliwą żonę. Jak pisał Karol Marks, klasa zyskuje świadomość, gdy
przestaje być klasą w sobie, a zaczyna – dla siebie. Z małżeństwem jest
podobnie. Chodzi o to, by po ślubie nie stać się mężem w sobie, czyli
mężem „po prostu”, a zacząć być mężem dla siebie, czyli nie zgodzić się
na usankcjonowane ślubem i obyczajem formy wyzysku faceta. Po naszemu –
na sprowadzenie do poziomu pantofla. Ta walka, jak rewolucja, musi
trwać.
Historie tych walk widziałem różne. Kilku moich dobrych
znajomych przepadło w ich odmętach bez wieści. Ech, ileż to wódki się
razem wypiło! Ileż razy, ramię w ramię, konało się na drugi dzień! Ileż
górskich szlaków schodziło, rozkoszując się wespół ciszą nieprzerywaną
piskliwym 'misiu, jestem zmęczona', 'już dalej nie mogę!', albo jeszcze
lepiej 'ja się boję!. Do czasu!…
Wielu misiów dało się bezpowrotnie
oswoić. Karnie przywdziali kaganiec i słuch po nich zaginął. Nie
uświadczysz ich ani w górach, ani na wódce. Jeśli przypadkiem dają znać –
to zawsze pod czujnym okiem tresera. Panowie, nikt nie mówił, że będzie
łatwo. Walka jest ciężka. Ale nie beznadziejna.
Niestety, jak
czytamy w 'Ewolucji pożądania' psychologa Davida M. Bussa, natura
relacji damsko-męskich (tych już po ślubie), działa na naszą – czyli
facetów – niekorzyść. Z badań wynika, że wbrew utartym stereotypom o
podporządkowywaniu się kobiet woli mężczyzny i urabianiu ich do stadium
kury domowej, to właśnie mężczyźni często dają się zdominować partnerce.
Z obserwacji zarówno studentów pozostających w długoletnich relacjach,
jak i nowożeńców, a także małżeństw z pięcioletnim stażem (a to w
dzisiejszych czasach związek dojrzały) wynika, że to właśnie faceci, a
nie ich wybranki, częściej stosują taktykę ustępstw i uległości, co
zresztą ich partnerki dobitnie potwierdziły w wywiadach. Pół biedy,
jeśli znamy przyczynę i możemy temu zaradzić. Niestety, uczeni nie do
końca wiedzą, czemu tak się dzieje. Najwyraźniej metamorfoza, jakiej
ulega facet w chwili zaobrączkowania kryje w sobie wiele zagadek.
Intuicyjna
odpowiedź nasuwa się sama: bezkrwawa rewolucja ostatnich lat, a więc
emancypacja, feminizm i inne skrywane demony historii zrobiły swoje.
Kobieta czuje się pewnie, jest silna, domaga się swoich racji,
równouprawnienia, pieniędzy i posłuchu. Nic dziwnego zatem, że
post-feministyczny facet to w gruncie rzeczy zahukana efemeryda, by nie
rzec – oferma.
Nie dość na tym. Jeśli, jak mawiali ojcowie
rewolucji, byt określa świadomość, to bytowanie w wyemancypowanej ziemi
obiecanej najwyraźniej wstrząsnęło samym jądrem samczej tożsamości.
Badania agencji Euro RSCG ujawniają, że ostatnio męska świadomość stała
się na wskroś feministyczna. Mężczyźni doskonale wiedzą, że ażeby
odpowiadać społecznym wymogom, muszą być wszechstronnie utalentowani,
elastyczni, ale także emocjonalni, empatyczni, idealnie godzić pracę z
rodzicielstwem itp. itd… Brzmi znajomo? Może dlatego, że jeszcze
stosunkowo niedawno tego samego wymagaliśmy od kobiet. Tak należało
funkcjonować, by gładko połączyć etat 'pani domu' z drugim w zakładzie
pracy. Najwyraźniej bycie panią domu staje się udziałem coraz większej
liczby panów domu. Może zatem w obecnych czasach małżeństwa składają się
nie tyle z męża i żony, ile z żony żeńskiej i żony męskiej?
Niestety,
za tą opcją przemawia endokrynologia. Peter Gray, antropolog z
University of Nevada obrał sobie za cel badań plemię Ariaal z północnej
Kenii, jedną z bardzo nielicznych grup ludzkich do dziś żyjących w
izolacji, co daje nadzieję zminimalizowania wpływu współczesnej
sfeminizowanej kultury i wyeksponowania tego, co w nas naturalne. Gray
badał poziom testosteronu u mężczyzn w wieku od 20 do 39 lat. I co się
okazało? Wszyscy ci, którzy pozostawali w związkach małżeńskich,
testosteronu mieli znacznie mniej niż ich rówieśnicy. Nie dość na tym.
Jednak. Wśród ludu Ariaal od pokoleń praktykowana jest poligamia.
Okazuje się, że poziom męskich hormonów jest odwrotnie proporcjonalny do
liczby żon. Mówiąc prościej, prawdopodobieństwo metamorfozy w żonę
męską rośnie wraz z liczbą żon żeńskich.
Według Graya powody
obniżenia poziomu testosteronu mają przyczynę czysto praktyczną. Z
chwilą, kiedy mężczyzna zdobywa wybrankę, znika konieczność dalszej
rywalizacji i podejmowania walki, a, jak wiadomo, właśnie przy takich
zachowaniach testosteron jest nieodzowny.
A co jeśli skłonność, by z chwilą ożenku po prostu sobie odpuścić, dotyczy nie tylko ludu Ariaal?
Wiadomo, że najdoskonalsza władza to taka, która nie jest odczuwana.
Kobiety sztukę tę opanowały doskonale. Aż 75% zdominowanych mężczyzn w
dalszym ciągu święcie wierzy w swą suwerenność. Kobiety zaś pozwalają im
sądzić, że sami podejmują określone decyzje. Ale tak nie jest.
Z
przestrachem odkryłem całe stosy stron internetowych poświęconych
metodologii zdominowania mężczyzny. Panie wymieniają się poradami i
doświadczeniem, sugerują optymalne rozwiązania i oferują pomoc w każdym
przypadku męskiej niesubordynacji. Stosują cały wachlarz technik – od
subtelnej psycho-manipulacji po filozofie Dalekiego Wschodu.
Zacznijmy
od prostej terapii behawioralnej, stosowanej na co dzień. Otóż panie z
powodzeniem wykorzystują techniki treserskie odkryte przez Iwana
Pawłowa, który wsławił się badaniami nad swoim psem. Potęgę tych zasad
przypomniała dziennikarka „New York Times”, Amy Sutherland, która przez
rok pobierała nauki w szkole tresury dla zwierząt, by potem z
premedytacją poznane prawidła zastosować względem męża, niejakiego
Scotta. Małżonek doprowadzał ją do szału to gubiąc swoje klucze, to
ustawicznie plącząc się w kuchni i zaglądając do garów, gdy ona akurat
gotowała. W pierwszym przypadku Sutherland zastosowała opcję zwaną
'wygaszaniem' (przynoszącą jak dotąd świetne rezultaty u psów i
trzylatków). Gdy biedaczyna biegał po mieszkaniu kolejny raz szukając
kluczy i złorzecząc, był przez swą panią ostentacyjnie ignorowany.
Poskutkowało. Od teraz kluczy Scott szuka ze spokojem, jeśli w ogóle je
gubi. „Wzmacnianie zachowań niekompatybilnych” pomogło z kolei w
oduczeniu go wtrącania się żonie w proces pitraszenia. Amy po prostu
postawiła mu miskę z chipsami (sic!) na drugim końcu domu. Scottie
natrafiał na nią i zapominał o bożym świecie. Wsuwając swój przysmak
pozostawał w bezpiecznej odległości od kuchni, a z czasem w ogóle
oduczył się zaglądania tam bez pozwolenia.
Ale by odkryć złote zasady
nie trzeba czytać Timesa. Panie na rodzimych forach mówią wprost:
ignoruj to, co niepożądane, nagradzaj to, co dobre. Czyli np. pierz
tylko te skarpetki, które mąż włoży do kosza z brudną bielizną, a reszta
niech się wala…
Jeśli metody te nie skutkują, panie stosują plan B,
czyli jedną z trzech najpopularniejszych technik wywierania
bezpośredniej presji. Pierwsza z nich to branie na litość à la jelonek
Bambi. Robią wielkie oczęta, usteczka ściągają w wymowną podkówkę,
unoszą brewki i liczą że serce partnera pęknie ze zgryzoty. Jeśli to nie
podziała – dąsają się, by w niedługim czasie przeistoczyć w potwora.
Nadają jacy to my jesteśmy nieczuli, paskudni, źli i tak dalej. Dla
świętego spokoju – odpuszczamy a one osiągają zwycięstwo i to nawet
jeśli okupione jest to wrzaskiem i łzami. Umysł, zupełnie jak u psa,
uczy się w sposób skojarzeniowy: 'robię jedno – jest niemiło, robię
drugie – jest święty spokój, a może nawet nagroda: miska chipsów lub
słowna pochwała. Następnym razem wybieram opcję B'. I tym sposobem
kobieta osiąga cel a nam wydaje się, że to my sami podjęliśmy decyzję.
Umówmy się, gdyby psa nikt nie głaskał, nie byłoby mowy o aportowaniu.
Jeśli presja bezpośrednia zawodzi, kobiety stosują najgroźniejszą
broń, które brzmi: 'w porządku, dziś śpisz na kanapie'. Cios poniżej
pasa. Na męski umysł działa to wyjątkowo silnie z racji naszej strategii
reprodukcyjnej. Perspektywa cichych dni a tym samym – odwieszenia seksu
na przysłowiowy kołek jest jednym z najskuteczniejszych motywatorów.
Mężczyzna od tysięcy lat ewolucji uczony jest przez matkę naturę by
poszukiwać okazji do seksu wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Tak było
dawniej, dziś natomiast zmuszony jest realizować swoje potrzeby ze
znacznie mniejszą liczbą partnerek, niż by zazwyczaj chciał. Jeśli więc
odbierze mu się ten ostatni bastion – wielce prawdopodobne, że się
ukorzy. Panowie, nie łudźmy się, że kobiety oszczędzą nas i nasz
najczulszy punkt.
Ale to nie koniec. Wspominałem już o filozofiach
dalekowschodnich? Otóż na jednym z forów ze zdumieniem odkryłem, że
panie celem zniewolenia partnera stosują mądrości zaczerpnięte z…
jujitsu. 'Techniki negocjacji' – by użyć ichniejszej terminologii –
sprowadzają się do kilku niezachwianych zasad:
a) nie atakuj
stanowiska rozmówcy, ale patrz poza nie (oznaczać to ma, mniej więcej,
że facet jest tylko facetem i nie do końca rozumie czemu mówi to, co
właśnie mówi)
b) przekształcaj atak na siebie w atak na konkretny problem (czyli uświadom mu, że cokolwiek się nie dzieje, to nie twoja wina)
I wreszcie – moja ulubiona:
c) zadawaj pytania i milcz.
Jeżeli
zatem dostrzeżesz znamiona podobnych manipulacji, możesz być pewien, że
eksperymenty z tobą w roli głównej trwają w najlepsze.
Czy męska przyszłość faktycznie rysuje się w tak czarnych barwach? To
zależy. Teoretycznie problem ten wcale nie jest nowy. Takie strategie
urabiania stosowane były od dawna a mąż-pantoflarz od wieków stanowił
przedmiot kpin. Emancypacja pozwoliła jedynie oficjalnie owe kobiece
techniki dominacji nazwać. Panie mówią o nich otwarcie i są z nich
dumne. Nam, mężczyznom, pozostaje za to odrobina zdrowego rozsądku i
Horacjański złoty środek. Sprawnie funkcjonujący związek i dobre
porozumienie, nawet za cenę zmycia kilku garów czy posłusznego wrzucania
skarpetek we wskazane miejsce, to wciąż rzeczy warte zachodu. Problem
pojawia się wtedy, gdy – mówiąc po socjologicznemu – mężczyzna porzuca
swą grupę odniesienia. W przekładzie na polski – rezygnuje dla 'swej
lepszej połówki' z towarzystwa najlepszych kumpli. Bezwarunkowo. A
przebywanie w takim otoczeniu dla męskiej psychiki jest nieocenione:
działa oczyszczająco (odstresowuje), motywująco (wszak lubimy się czymś
przed kolegami pochwalić) i pozwala nabrać szerszej perspektywy (my
również – jak kobiety – lubimy wymianę doświadczeń).
Warto zresztą
pamiętać, że tylko wtedy pozostaniemy dla swej partnerki dłużej
atrakcyjni. Pozory mogą mylić, ale dobrze ułożony facet, który gotów
jest wszystkiemu ochoczo przyklasnąć – u płci pięknej nie budzi krztyny
szacunku. Warto uderzyć w inny ton. O ile nas do działania motywuje
perspektywa braku seksu, o tyle kobiety niezwykle silnie motywuje
zazdrość. Mały powodzik, umiejętnie zapodany, choćby i dyskretnym
obejrzeniem się za inną i nasza partnerka w mig poczuje, że grunt pod
jej pantoflami wciąż się rusza. Jak wiemy, miłość to odwieczna wojna,
dlatego, bez skrupułów, klina – klinem. Jak mawiał Frank Slade,
niezapomniany pułkownik z filmu 'Zapach kobiety', niewidomy koneser
niewiast grany przez Ala Pacino, 'The day we stop lookin’, Charlie, is
the day we die'. Skurczybyk miał cholernie dużo racji.
www.tomasz-kozlowski.pl
Artykuł z www.charaktery.eu
http://www.charaktery.eu/blog/17049/Tomasz_Kozlowski/6416/Do-broni-panowie/kat-698-1/
http://wsnhid.pl/
niedziela, 28 sierpnia 2011
wtorek, 23 sierpnia 2011
Prawdziwy Mężczyzna Tomasz Tomasz Myrcha
Prawdziwy Mężczyzna
kategoria: Rodzina Dodano: czwartek, 18 sierpnia 2011, 21:50
Prawdziwy Mężczyzna
Z niego to jest prawdziwy
mężczyzna – powiedziała Hanka do Małgośki, po czym dodała – wyciska 150
na ławeczce i przechyla browarka w siedem sekund.
Bycie prawdziwym mężczyzną w
dzisiejszych czasach nie jest prostą sprawą. Media kształtują wizerunek
płci brzydszej, bazując na przeciwieństwach, tworząc obraz wrażliwego
ignoranta czy też płaczliwego twardziela. W dodatku trend jaki aktualnie
panuje – czyli dążenie do celu po jak najmniejszej linii oporu –
nakazuje odrzucenie wartości, które mogłyby hamować nasze wspinanie po
szczeblach kariery czy sławy. Nic dziwnego więc, że tak mało dziś
prawdziwych mężczyzn. Aż chce się zaśpiewać „gdzie ci mężczyźni…?”. Kim
w takim razie jest ten prawdziwy mężczyzna?
Danuta Rinn w swej piosence
użyła trzech epitetów określających mężczyznę: orzeł, sokół, heros. Dwa
drapieżne ptaki uosabiające wzór męstwa, siły i odwagi. Heros, prawdziwy
bohater. Gotowy sprostać każdemu wyzwaniu. Tak właśnie – jeszcze
niedawno – widziano prawdziwego mężczyznę. Co się z nim stało? Zagubił
się w świecie kłamstw, nałogów, zdrad i chorych ambicji. Karmiony na co
dzień świeżą dawką telewizyjnych bzdur.
Proces kształtowania
mężczyzny zaczyna się od narodzin.. Każdy chłopiec przychodzi na świat z
czystą kartą – gotową do zapisania wzorcami i zasadami, które pozna,
krocząc śladami autorytetów – i dzikim sercem, które będzie fundamentem
bohaterstwa. Pierwszym autorytetem młodego chłopca jest niewątpliwie
jego ojciec. Za żadne skarby świata nie można dopuścić do zachwiania
tego wizerunku. Ojciec, który w oczach dziecka jest wszechwiedzącym,
chodzącym po tym „łez padole” ideałem, nie może pozwolić sobie na
zaniedbywanie ojcowskich obowiązków. Nad wychowaniem dziecka muszą
pracować oboje rodzice. Współpraca powinna opierać się na zdrowych
relacjach, gdzie mężczyzna jest bohaterem domu, podporą rodziny i
gwarantem bezpieczeństwa. Kobieta zaś odpowiedzialna jest za życie
swojego dziecka, jego zdrowie i właściwe wychowanie.
Jak wcześniej wspomniałem,
chłopcy rodzą się z „dzikim sercem”. Jest ono motorem marzeń o
przygodach, eksplorowaniu nieznanych zakątków, zdobywaniu doświadczeń i
wiedzy. Robert Baden Powell uważał, że chłopiec powinien być wypełniony
po brzegi wesołością, chęcią bójki, głodem, psotą, krzykliwością,
zmysłem obserwacji i żądzą wrażeń. Jeśli jednak jest odwrotnie, znaczy
to, że jest nienormalny. Aktualnie, większość wyżej wymienionych cech –
w skutek nieporadności wychowawców – jest skutecznie niwelowanych
m.in. poprzez nazywanie ich Nadpobudliwością Psychoruchową. Osłabia się
tym samym możliwości dziecka. Wszystkie czynności przedsięwzięte w walce
z tak zwaną nadpobudliwością dziecka – de facto często stwierdzoną
przez ludzi mało kompetentnych – dążą do usypiania chłopięcych marzeń i
pragnień. Chęć życia, jaką ukazuje młody chłopiec poprzez swoje –
nazwijmy to mniej naukowo – „rozbrykanie” nie może być tłamszona. Należy
ukierunkować całą jego energię na rzeczy pożyteczne, by mógł bawić się i
jednocześnie uczyć. Zbyt mało jest w szkołach zajęć dynamicznych.
Dlatego też rodzice powinni zadbać o psychofizyczne wychowanie dziecka.
Ojciec spędzając czas z
synem, jest jego przewodnikiem po świecie. Uczy zaradności poprzez
zlecanie zadań kształtujących osobowość, dziecko dzięki temu poszukuje i
rozwija swoje pasje. Najlepszymi zadaniami są harce zaczerpnięte z
harcerskiej metody. Budując z synem szałas w lesie, należy go nauczyć,
że wszystko jest możliwe, ale do wykonania zadania potrzeba cierpliwości
i przede wszystkim chęci. Kiedy stanie jedyny w swoim rodzaju szałas,
ojciec powinien poklepać syna po ramieniu i powiedzieć: „jesteś
bohaterem!” W taki właśnie sposób kształtować się będzie charakter
przyszłego prawdziwego mężczyzny. Determinacja, cierpliwość, sumienność i
chęć – wszystkie te cechy chłopiec powinien przejąć od swego ojca.
Ważne jest, by wymagać od dziecka rzeczy realnych i jednocześnie takich,
z którymi rodzic również nie ma problemu.
Stawanie się prawdziwym
mężczyzną można porównać do wielkiej przygody życia. Podczas tej
przygody chłopiec, później nastolatek, napotka niejeden problem na
swojej drodze. Często spotka się również ze stresem, który być może
zablokuje go lub też zmotywuje. To, czy poradzi sobie z nim, będzie w
dużej mierze zależało od wychowania. Należy więc wybrać albo bezstresowe
wychowanie – przez które dziecko w przypadku napotkania problemu
poważnie się załamie – albo stresowe lecz kontrolowane – dzięki któremu
dziecko będzie wiedziało, jak radzić sobie ze stresem. Ważne jest
również podejście do wiary. Nastolatek poszukuje. Zdarzyć się może, że w
poszukiwaniach zagubi się i odstąpi od wiary. Wówczas, jeśli został
wychowany w rodzinie z wartościami, kultywującej tradycje, będzie
wiedział do czego wrócić. Według franciszkanina, ojca Radosława,
zbłąkany powróci na swoją drogę umocniony, już nie jako chłopiec, a
prawdziwy mężczyzna gotowy do realizacji swego powołania.
Etykiety:
Fronda,
prawdziwy męzczyzna,
rodzina,
Tomasz Myrcha
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
2000 Dziękuje!
Dziękuje wszystkim czytelnikom!
Dziś licznik pokazał 2000 odwiedzin!
Czyli zaglądacie, czytacie...
Bądźcie odważniejsi w komentowaniu moich i nie tylko moich wpisów!!!
pozdrawiam,
Radosław Kowalczyk
Etykiety:
2000,
dwa tysiące,
Dziękuje,
Radosław Kowalczyk
Recenzja: Najgorsza książka o mężczyznach!
Koleżanka poleciła mi książkę Janusza L. Wiśniewskiego „ Czy mężczyźni są światu potrzebni?”
Myślałem że to kolejna powieść. Otóż nie jest to zbór artykułów dotyczących męskości.
Autor powołuje się na „badania naukowe” w sposób bardzo wybiórczy i pasujący tylko do jego tezy.
Artykuły które zamieszcza miałem wrażenie , że są wzięte z femistycznych pism, lub w ogóle pism kobiecych.
Teza jest mniej więcej taka: Mężczyźni dążą tylko do seksu! I są gatunkiem na wymarciu.
No oczywiście, za wyjątkiem autora „ S@motności w sieci” bo tylko on jest ostatnim czułym i wrażliwym facetem.
Porównuje mężczyzn i kobiety oczywiście udowadniając wyższość kobiet na mężczyznami.
Zresztą czytając całą książkę ma się wrażenie że autor podlizuje się kobietom.
Z książki wynika między innymi, że mężczyźni szybciej umierają, łatwiej popadają w nałogi, mają gorsze zdolności interpersonalne, gorszy węch, gorszy słuch, itd. Autor maluje dość jednostronny obraz mężczyzny jako istoty będącej namiastką silnych, wrażliwych i inteligentnych kobiet. Co przypadło do gustu kobietom, bo ich recenzje w Internecie dla tej książki są pozytywne.
Romantyzm to jedno, ale zupełnie co innego jest uniżanie się i stawianie kobiet na piedestale. (dygresja -Zastanawiam się, patrząc przez pryzmat książek Wiśniewskiego, jakie on musi mieć traumatyczne przeżycia z płcią piękną? I jakie duże kompleksy na temat swojej męskości.)
Odpowiadając na pytanie postawione w tytule, Wiśniewski stwierdza - mężczyźni z naukowego punktu widzenia może i nie są światu potrzebni, ale mam nadzieję, że są potrzebni z punktu widzenia ludzkiego.
Jestem bardzo rozczarowany tą książką Wiśniewskiego. Jak na tego autora pomimo, że to zbiór artykułów w okolicy naukowych poziom pisarski jest niski. Nawet patrząc na tą książkę jak na jakąś humoreskę nie przypadła mi do gustu. Uważam że to najgorsza książka napisana przez mężczyznę o mężczyznach. Nigdy nikomu jej nie polecę, ani nie kupię na prezent .
Jeśli Ty jesteś ciekawy co w tej książce jest kliknij tutaj
Pozdrawiam,
Radosław Kowalczyk
Autor powołuje się na „badania naukowe” w sposób bardzo wybiórczy i pasujący tylko do jego tezy.
Artykuły które zamieszcza miałem wrażenie , że są wzięte z femistycznych pism, lub w ogóle pism kobiecych.
Teza jest mniej więcej taka: Mężczyźni dążą tylko do seksu! I są gatunkiem na wymarciu.
No oczywiście, za wyjątkiem autora „ S@motności w sieci” bo tylko on jest ostatnim czułym i wrażliwym facetem.
Porównuje mężczyzn i kobiety oczywiście udowadniając wyższość kobiet na mężczyznami.
Zresztą czytając całą książkę ma się wrażenie że autor podlizuje się kobietom.
Z książki wynika między innymi, że mężczyźni szybciej umierają, łatwiej popadają w nałogi, mają gorsze zdolności interpersonalne, gorszy węch, gorszy słuch, itd. Autor maluje dość jednostronny obraz mężczyzny jako istoty będącej namiastką silnych, wrażliwych i inteligentnych kobiet. Co przypadło do gustu kobietom, bo ich recenzje w Internecie dla tej książki są pozytywne.
Romantyzm to jedno, ale zupełnie co innego jest uniżanie się i stawianie kobiet na piedestale. (dygresja -Zastanawiam się, patrząc przez pryzmat książek Wiśniewskiego, jakie on musi mieć traumatyczne przeżycia z płcią piękną? I jakie duże kompleksy na temat swojej męskości.)
Odpowiadając na pytanie postawione w tytule, Wiśniewski stwierdza - mężczyźni z naukowego punktu widzenia może i nie są światu potrzebni, ale mam nadzieję, że są potrzebni z punktu widzenia ludzkiego.
Jestem bardzo rozczarowany tą książką Wiśniewskiego. Jak na tego autora pomimo, że to zbiór artykułów w okolicy naukowych poziom pisarski jest niski. Nawet patrząc na tą książkę jak na jakąś humoreskę nie przypadła mi do gustu. Uważam że to najgorsza książka napisana przez mężczyznę o mężczyznach. Nigdy nikomu jej nie polecę, ani nie kupię na prezent .
Jeśli Ty jesteś ciekawy co w tej książce jest kliknij tutaj
Pozdrawiam,
Radosław Kowalczyk
czwartek, 18 sierpnia 2011
O wiecznym chłopcu
O wiecznym chłopcu
Syndrom Piotrusia Pana – tak zwana jest postawa oznaczająca odmowę wejścia w dojrzałość, niechęć do bycia osobą dorosłą i w pełni odpowiedzialną. Ewa Molga [Nr12, Sierpień 2011]
Piotruś Pan to inaczej wieczny chłopiec, czyli mężczyzna niedojrzały, uciekający przed poważnym i odpowiedzialnym życiem. Nieustannie buja w obłokach, żyje w świecie marzeń. Otacza się drogimi, modnymi „zabawkami”, pieniądze wydaje na własne przyjemności. Swoją lekkomyślność, popadanie w różnego rodzaju nałogi i nieustanną chęć zabawy wieczny chłopiec zwykle tłumaczy potrzebą "odprężenia się". Niezależność jest dla niego bardzo ważna, chce się wiecznie bawić i w pełni korzystać z życia. W swym postępowaniu jest skoncentrowany wyłącznie na własnej osobie i swoich potrzebach. Jak ognia unika wszystkiego, co mogłoby być zagrożeniem dla jego poczucia niezależności, a wartości takie jak rodzina, zaufanie, czy potrzeba bliskości i dawania siebie, nie stanowią dla niego sensu życia. Wieczny chłopiec nie potrafi zbudować trwałej i prawdziwie bliskiej więzi z drugą osobą, ponieważ nie jest zdolny zrozumieć i uszanować potrzeb partnerki. Ucieka od kobiet, które go kochają i osób, które próbują czegokolwiek od niego wymagać. Najlepiej czuje się w związkach wolnych, luźnych, gdzie nikt nie oczekuje od niego żadnych deklaracji i zobowiązań. Taki układ najbardziej mu odpowiada, ponieważ nie wymaga podejmowania odpowiedzialności. Wieczny chłopiec nie wybiega w przyszłość, nie lubi planować, jak ognia unika trudnych dla siebie tematów. Liczy się dla niego tylko to co się dzieje w chwili obecnej, czyli zabawa i przygoda. Jest egoistą, dla którego własne szczęście, przyjemność i dobre samopoczucie są najważniejsze.
Opisywany syndrom „wiecznej niedojrzałości” dotyka głównie mężczyzn, jednak zjawisko to występuje również wśród kobiet. Przyczyn powstania syndromu Piotrusia Pana doszukać się można w zmianach kulturowych wzorców męskości i kobiecości. W obecnych czasach wartości takie jak odwaga, wierność, odpowiedzialność, czy zdolność do poświęceń, dla coraz większej ilości ludzi nie stanowią już sensu życia. Ówczesna kultura proponuje w zamian wzorzec wiecznego chłopca. Współcześni mężczyźni dojrzewają zbyt późno lub nie dojrzewają wcale.
W wychowaniu każdego chłopca ogromne znaczenie ma jego ojciec, który wprowadza go w świat dorosłych. Jeśli syn był pozbawiony w dzieciństwie odpowiednich męskich wzorców, a otaczały go nadopiekuńcze kobiety - ma duże szanse zostać w przyszłości Piotrusiem Panem.
Psychologowie uważają, że osobom takim bardzo trudno jest pogodzić się z rzeczywistością, dlatego właśnie próbują uciec przed trudami dorosłego życia. Piotruś Pan boi się zobowiązań, deklaracji, a także monotonii i stabilizacji. Dużo wygodniej i łatwiej jest mu żyć w taki właśnie sposób, nieograniczający go w żaden sposób. Wieczny chłopiec nie lubi kontroli, woli robić tylko to, na co w danej chwili ma ochotę, bez ponoszenia żadnych konsekwencji.
W każdym człowieku jest chociaż odrobina dziecka. Nie ma w tym nic złego jeśli czasem oderwiemy się od rzeczywistości i pobujamy w obłokach…, na chwilę pozwolimy pobawić się naszemu wewnętrznemu dziecku. Wszystko jest w porządku jeśli nie krzywdzimy przy tym innych ludzi, potrafimy oddzielić świat rzeczywisty od świata fantazji, a na nasze dziecięce zachowania i marzenia patrzymy świadomie i realnie.
Ewa Molga jest psychologiem, pracuje w Warsztacie Terapii Zajęciowej. Studiuje podyplomowo w Szkole Treningu i Warsztatu Psychologicznego „Intra” w Warszawie. Interesuje się psychologią, psychoedukacją, podróżami i projektowaniem mody.
źródło:
http://magazyntuiteraz.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=263:o-wiecznym-chopcu&catid=42:psychoterapia&Itemid=93
Etykiety:
dziecko,
egoizm,
męzczyzna,
nieodpowiedzialność,
Piotruś Pan,
przygoda,
relacje,
syndrom piotrusia pana,
ucieczka,
wieczny chłopiec,
zabawa
środa, 10 sierpnia 2011
Jak stać się dzikim sercem?
Jak stać się Dzikim Sercem?
Witaj,
Mój znajomy Paweł napisał do mnie o ciekawej książce...
Samo "Dzikie Serce" było dla mnie inspiracją do stworzenia tego bloga i strony www.meskosc.org
Przeczytaj recenzje Pawła i nie zastanawiaj się postaw kolejny krok na swojej drodze!
Jeśli czytałeś już „Dzikie serce” i zrobiło na Tobie wrażenie, to z pewnością zainteresuje Cię fakt, że autor przygotował ciąg dalszy przygody związanej z docieraniem do pełni męskości. A konkretnie nową książkę: „Dzikie serce – ćwiczenia w drodze”.
Dzikie serce - ćwiczenia w drodze Na początek chciałbym podkreślić warunek wskazany we wprowadzeniu do tej recenzji. Omawiana książka zdecydowanie jest tylko dla tych osób, które wcześniej czytały „Dzikie Serce” i owa książka naprawdę im się spodobała. Jeśli dotychczas nie miałeś tej – nie ukrywam – przyjemności przeczytania „Dzikiego Serca” – zrób to zanim pomyślisz o lekturze „Ćwiczeń”. Inaczej nic z nich nie zrozumiesz :-)
Ta książka stanowi bowiem nie tylko swoisty komentarz, ale i zestaw pytań i ćwiczeń dla tych, którzy chcą podążać drogą ku pełni męskości według wskazówek John’a Eldredge’a. Autor zakłada znajomość książki „Dzikie serce” – dlatego nie tylko ogranicza się do wskazania, gdzie leży dany fragment w swojej poprzedniej książce, ale również czasem wprost prosi o przeczytanie w danym momencie części „Dzikiego Serca”.
Czym więc dokładnie są te „Ćwiczenia w drodze”? To z pewnością nie jest typowa książka.
Po pierwsze warto zauważyć, że typowy tekst jest tylko na stronach parzystych. Na większości stron nieparzystych są bowiem przygotowane specjalne miejsca na notatki, a na niektórych umieszczone zostały komentarze (nazwane „wskazówkami z mapy”).
Książka została podzielona dokładnie tak, jak „Dzikie Serce” – 12 rozdziałów omawiających kolejne etapy drogi. Jej treść też nie odbiega od swojej poprzedniczki – większość rzeczy się powtarza – ale została ona ubogacona konkretnymi pytaniami, sugestiami i poradami autora, przykładami proponowanych modlitw oraz fragmentami świadectw osób, które napisały do J. Eldredge’a po wydaniu „Dzikiego serca”.
Dla kogo jest ta książka? Z pewnością dla osób, na których nie tylko wielkie wrażenie zrobił John Eldredge swoją poprzednią pozycją, ale również dla tych – którzy jak ja – czuli lekki niedosyt. Mówiąc o niedosycie nie mam jednak na myśli tego, że „Dzikie serce” miało jakieś braki – wprost przeciwnie – to była książka tak dobra, że aż szkoda było, że się skończyła. Na tym właśnie polegał ów niedosyt – chciałoby się więcej. Dlatego bardzo się cieszę, że wydano w Polsce również „Ćwiczenia w drodze”.
O tym, że przeżywamy we współczesnym świecie kryzys męskości, nie muszę Cię, Drogi Czytelniku, przekonywać. Nie inaczej jest z tym kryzysem w Kościele, gdzie niestety od strony pastoralnej kreowany jest raczej wizerunek – jak to Eldredge określa – „Naprawdę Miłego Faceta”. Jakże daleki jest to obraz od Williama Wallece’a, bohatera filmu Mela Gibsona „Waleczne serce” czy Maximus’a z „Gladiatora”! Za taką wizją mężczyzny tęskni chyba każdy z nas. Albo jeszcze jeden przykład podany przez autora: za mężczyznami takimi jak Jezus, który wyrzuca przekupniów ze świątyni. A świat chce, by mężczyźni przypominali bardziej Matkę Teresę z Kalkuty…
Cieszę się, że ukazały się w Polsce książki Eldredge’a. Obraz zarówno mężczyzny, jak i kobiety w nich kreowany jest mi – nie ukrywam – bliski. Dlatego, jeśli chcesz kształtować swoją postawę prawdziwego mężczyzny w tym zwariowanym świecie – najpierw sięgnij po „Dzikie serce”, a potem po „Ćwiczenia w drodze”. Zachęcam – naprawdę warto. Jestem przekonany, że sam obie te książki przeczytam jeszcze nie raz.
Paweł Królak
pozdrawiam,
Radosław Kowalczyk
Subskrybuj:
Posty (Atom)