Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 czerwca 2011

Wojna czy sojusz? / Ona i on / Inteligentne życie / DEON.pl

Wojna czy sojusz? / Ona i on / Inteligentne życie / DEON.pl

Wojna czy sojusz?

Posłaniec Katarzyna Kmiecik / Posłaniec Serca Jezusowego / slo


Kryzys męskości niewątpliwie istnieje, ale wiąże się z ogólnym kryzysem ludzkości, bo trudno kryzys męskości oderwać od kryzysu kobiecości - obie płcie przeżywają kryzys i te kryzysy wzajemnie na siebie wpływają. Czy mężczyźni tracą dominującą rolę?

Czy możemy mówić o kryzysie męskości?

Kryzys męskości niewątpliwie istnieje, ale wiąże się z ogólnym kryzysem ludzkości, bo trudno kryzys męskości oderwać od kryzysu kobiecości – obie płcie przeżywają kryzys i te kryzysy wzajemnie na siebie wpływają, ale sądzę, że podstawową rolę odgrywa tutaj zagubienie współczesnego człowieka i zatracenie naturalnych ról, jakie obu płciom narzuciła właśnie sama natura. Obie płcie zaczynają się do siebie upodabniać: mężczyźni niewieścieją, a kobiety starają się być coraz bardziej męskie. Po części wpływają na to czynniki społeczno-gospodarcze, po części jednak jest to model kulturowy, niezależny od tych czynników. Tak więc, kryzys bezsprzecznie istnieje, choć w dużej mierze jest wyolbrzymiony.

Ale faktem jest, że kobiety odnoszą obecnie wiele sukcesów „poza domem”, na przykład zawodowych czy artystycznych. Jak mężczyźni mogą to odbierać?

O, bardzo różnie. Panuje stereotyp, jakoby mężczyźni bali się kobiet czy niechętnym okiem albo wręcz z zawiścią patrzyli na ich sukcesy. Bynajmniej nie jest to regułą, osobiście znam mężczyzn, którzy jak najlepiej życzą swoim żonom, z radością przyjmują ich sukcesy, cieszą się z wymiernego rezultatu ekonomicznego, bo przecież, jeśli żona lepiej zarabia, to tylko lepiej dla wspólnego budżetu.


Znam również takich facetów, którzy bardzo chętnie zajmują się domem, pozwalając żonie na aktywność na polu zawodowym. Chodzi tylko o to, żeby zachować proporcje, żeby nie było tak, że jeden z partnerów w małżeństwie – czy to mężczyzna, czy kobieta – zaniedbuje swoją rolę rodzinotwórczą, prawda?


Oczywiście, ważniejsze zadanie spoczywa w tej sferze na kobietach. Kobiety są matkami, kobiety mają naturalny instynkt opiekuńczy, naturalny odruch ochrony ogniska domowego, ale sądzę, że oboje małżonkowie powinni spełniać swe role przypisane w rodzinie mniej więcej jednakowo. Oboje wszak są rodzicami, dzieci są wspólne, dlatego oboje powinni się nimi zajmować. Oboje też powinni w jednakowym stopniu troszczyć się o dom, o wspólną własność czy o jakość wspólnego życia.

Widzimy jednak zmiany w funkcjach spełnianych przez kobietę, a także w jej postrzeganiu mężczyzny.

Zacząłbym od niezwykle popularnego ostatnio słowa „męskość”. To taki współczesny fetysz. Jeszcze niedawno takie słowo w ogóle nie istniało; funkcjonował za to rzeczownik „męstwo” – od „mąż” czyli „mężczyzna”. Teraz natomiast mówi się „męskość” i coraz częściej przez owo określenie rozumie się wyłącznie cechy płciowe. Ale też przyznajmy, że to się nie bierze znikąd, bo mężczyźni niewieścieją i pozostają mężczyznami już tylko na poziomie biologicznym.


Mężczyźni przestają być pniem, o który kobieta ma się oprzeć. Nie owijać się jak jakieś pnącze, tylko się oprzeć, żeby wspólnie wzrastać. Tymczasem współcześni mężczyźni niezwykle często przyjmują rolę powoju, który owija się wokół kobiety, a powój jest – jak wiadomo – pasożytem. Ale kobiety w dużej mierze same są temu winne, ponieważ takich mężczyzn akceptują: słabych, gnuśnych, zniewieściałych – takich, którymi się trzeba opiekować; takich, którzy wręcz tej opieki bardzo nachalnie się domagają; takich wreszcie, którzy widzą kobiety w roli służebnej. A kobiety się na tę rolę zgadzają. I tu leży problem; to jest bardzo niebezpieczne sprzężenie zwrotne.

Wynika stąd, że i model rodziny ulega zmianie. Dziś coraz częściej zdarza się, że to mężczyzna jest w domu, a kobieta robi karierę. Obecnie też w wielu przypadkach to mężczyzna decyduje o większości spraw domowych, przejmując tym samym obowiązki kobiety, która nierzadko coraz mniej czasu poświęca rodzinie. Czy nie uważasz, że takie odwrócenie ról zmienia obraz kobiety?

Zdecydowanie. Stanowi też poniekąd dalszy ciąg tego, o czym mówiliśmy przed chwilą. Mężczyźni są bardzo często sfrustrowani, co wynika z sytuacji społeczno-ekonomiczno-politycznej, i to nie tylko w naszym kraju, ale w całym świecie zachodnim. Mężczyzna zatraca swoją naturalną funkcję, naturalną rolę wojownika, zdobywcy, opiekuna, głowy rodu. A to jest jego naturalna cecha, on ma to w genach. Każdy mały chłopiec marzy o tym, żeby wygrać bitwę, uratować królewnę, odkryć nowy ląd, ale współczesny świat bezpardonowo wszystko to mężczyznom odbiera.


Teraz mężczyzna ponudzi się w biurze osiem godzin, albo powłóczy po budowie i już jest śmiertelnie zmęczony – wraca do domu, zapada w fotel, każe sobie podać kapcie, obiad, gazetę… ot, stereotyp, prawda?


A tymczasem kobieta tak samo spędza osiem godzin w pracy, a po powrocie do domu musi się jeszcze zabrać za obowiązki domowe, by mężczyzna mógł spokojnie pielęgnować w sobie pozostałości modelu tradycyjnego. Ale nie zapominajmy, że model tradycyjny zakładał wyraźny podział ról, w którym kobieta zajmowała się domem i nie interesowały jej sprawy zarobkowe. Mężczyzna natomiast zapewniał rodzinie byt i nie interesowały go sprawy domowe, to znaczy: nie ignorował ich zupełnie, ale nie wchodził w szczegóły. Mąż decydował w kwestiach ogólnych, powiedzmy: strategicznych, a żona realizowała te decyzje na stopniu operacyjno-taktycznym, czyli szczegółowym. To był bardzo dobry model, niezwykle skuteczny. Mężczyzna był głową, a kobieta szyją.

No właśnie, ale taka „hermetyczna” postawa mężczyzn utrudnia kobietom budowanie właściwych relacji. Dlaczego tak się dzieje? Czy da się temu problemowi zaradzić?

Człowiek nie powinien być hermetyczny, człowiek powinien wyrażać swoje uczucia, czy to pozytywne czy negatywne, a nie tłamsić wszystkiego w sobie. Tu kłaniają się kanony wychowania, kłania się kindersztuba, dzięki której wyrażanie uczuć nie przekształca się w pyskówkę czy wręcz rękoczyny… Nie, hermetyzm jest jak najbardziej niewskazany.


Ale wracając do rzeczy, problem w tym, że mężczyźni owszem hermetycznie zamykają się w twardej skorupie, wybierając same najgorsze znamiona wspomnianego wcześniej zniewieścienia: chimeryczność, histerię, wszystkie cechy w tradycyjnym przekonaniu najbardziej niemęskie. Kiedyś mówiło się, że chłopaki nie płaczą, i tak w zasadzie chyba było lepiej. Chłopaki nie powinni płakać – zwłaszcza, jeżeli dominujące obecnie trendy zwyciężą na wszystkich polach – bo im się makijaż rozmaże.


Kobieta w trudnej sytuacji, kiedy coś trzeba zrobić, coś naprawić, coś postanowić najczęściej zwraca się z ufnością do mężczyzny: pomóż! A przecież taki histeryczny dandys gwoździa w ścianę nie wbije, kranu nie przetka, bo on sam ze sobą ma masę problemów. Życie nie polega wyłącznie na emocjach i uniesieniach, zwykła codzienność to proza przyziemna aż do bólu. Dlatego mężczyzna powinien być dla kobiety ostoją w każdej sytuacji, również takiej codziennej, na pozór najprostszej czy najzwyklejszej.


Nie wolno przy tym zapominać o kwestiach biologicznych. Różnice psychiki męskiej i damskiej są bardzo wyraźne. To jednak mężczyzna jest typem o silniejszej psychice – może dlatego, że dosyć przytępionej – w każdym bądź razie to on ma trzeźwo spoglądać na trudności, to on ma w trudnych sytuacjach znajdować wyjście, wcale niekoniecznie narzucając żonie własną wolę; wystarczy tylko że wystąpi z trzeźwą propozycją, która jakże często stanowi zimny prysznic na rozszalałe emocje kobiety. I w ogromnej ilości przypadków, w tej właśnie chwili kryzys czy sytuacja kryzysowa przestaje istnieć, bo oto znaleźliśmy rozwiązanie.


Natomiast wyobraźmy sobie dwoje histeryków, albo co gorsza: histerycznego mężczyznę i twardą kobietę – o, tu mamy konflikt na całego. Bo on się wtedy – w swojej atawistycznie pojmowanej męskości, która gdzieś się w nim tli (natury wszak nie da się ze szczętem wyrugować) – czuje stłamszony, a to rodzi frustrację i napędza kryzysy.

Może zatem najlepszym wyjściem byłoby postawić na kobiety – które jak widać znakomicie sobie radzą na rozmaitych nowych dla siebie polach – i pozwolić, albo wręcz sprawić, aby to one rządziły światem?

Ostatnio bardzo często w kontekście damsko-męskim pojawia się słowo „rządzić”. Tymczasem nie o to bynajmniej chodzi. Nie chodzi o to, kto będzie kim rządził: kobiety mężczyznami czy mężczyźni kobietami. Bóg, jak pamiętamy, mężczyzną i niewiastą stworzył ich, po czym im nakazał: Rośnijcie, rozmnażajcie się, czyńcie sobie ziemię poddaną. Nie powiedział: Ty czyń ziemię poddaną, a ty siedź w kuchni. Naturalne role obu płci zostały rozdane po to żeby się wzajemnie uzupełniać.


Kobiety są słabsze fizycznie, ale silniejsze psychicznie, kobiety mają rodzić dzieci, a mężczyźni mają się tymi dziećmi i swymi kobietami opiekować. Mężczyźni są silniejsi fizycznie oraz, jak już powiedziałem, obdarzeni toporniejszą psychiką, co pozwala im łatwiej wybrnąć z trudnych sytuacji i zapewniać swoim rodzinom warunki do spokojnego, bezpiecznego bytowania. Kobiety natomiast jako z natury delikatniejsze, z natury obdarzone instynktem opiekuńczym i psychiką znacznie subtelniejszą, powinny kultywować w rodzinie wewnętrzne ciepło.


Tak więc, nie chodzi o to, by obie płcie toczyły ze sobą wojnę, ale by zawarły sojusz na zasadzie równości i współpracy dla wspólnego dobra. To zresztą ideał rodziny chrześcijańskiej: obie płcie wzajemnie się uzupełniają i pracują nad wspólnym dobrem, którym jest dobro rodziny, a co za tym idzie, dobro zbiorowości, dobro narodu, dobro kraju i całego świata. To w istocie jedyny model. Obie płcie się nawzajem potrzebują – to podstawowa prawda. Wszelkiego rodzaju scenariusze zakładające wykluczenie albo jakiś rodzaj dominacji są nie do przyjęcia.


Człowiek ma w sobie umiejętność okazywania i dawania miłości. Jeżeli dwoje ludzi naprawdę wzajemnie obdarza się miłością, to przecież żadne z nich nie będzie chciało drugiego zdominować. Jeżeli natomiast pojawia się sytuacja, w której jeden człowiek chce zdominować drugiego, to tam na pewno miłości nie ma. Tam nie stawia się na partnerstwo, tylko na wojnę. Tylko ludzie szczerze się kochający stawiają na partnerstwo i na równość, bo to jest jedyny zdrowy model. Każda sytuacja, w której pojawia się dążenie do dominacji, jest tylko i wyłącznie sytuacją konfrontacji, konfliktu, walki, wojny. A przecież nie o to chodzi. Mężczyzna i kobieta mają się nawzajem wspierać.

W rzeczywistości jednak różnie bywa. Weźmy chociażby fakt, że w wielu przypadkach kobiety zarabiają nawet wielokrotnie więcej niż mężczyźni. W naszej kulturze jednak wciąż funkcjonuje stereotyp mężczyzny żywiciela rodziny. Dlatego nawet jeśli kobiety na zewnątrz deklarują, że to żaden problem zarabiać więcej niż mężczyzna, to w głębi duszy przeżywają konflikt. Niektóre kobiety umniejszają własne sukcesy, aby nie urazić partnera, i to powoduje ich frustrację. Nie uważasz, że to może stanowić przyczynę rozpadu rodzin?

Przyczynę rozpadu rodzin stanowi coś, co nazwałbym błędem założycielskim: ludzie pobierają się bezmyślnie, pod wpływem zauroczenia, nie poznawszy się dostatecznie, bez odpowiedniego dopasowania się (bynajmniej nie fizycznie, bo przecież wszyscy w obrębie tej samej płci jesteśmy tak samo zbudowani i tak samo działamy), ale w kwestiach psychicznych, duchowych, etycznych.


Kupując samochód chodzimy od salonu do salonu, długo się zastanawiamy, czy aby na pewno ten, czy nie za drogi, czy właśnie taki nam potrzebny (choć przecudnej urody!); sprawdzamy, jaką ma moc, ile spala, czy jest wystarczająco wygodny, i milion innych spraw badamy, natomiast żeniąc się czy wychodząc za mąż nie zadajemy sobie tyle trudu. I nie oszukujmy się – kupujemy kota w worku. A to przecież kontrakt na całe życie…


Trudno się więc dziwić, że wkrótce po ślubie wychodzi na jaw, iż się wcale nie znamy. I trzeba coś przed kimś ukrywać. Zgroza! Co to w ogóle znaczy, że kobieta w obawie przed utratą partnera coś przed nim ukrywa?! Drogie Panie! Jeżeli musicie cokolwiek ukrywać przed swymi mężczyznami, to sytuacja, w której się znajdujecie nie jest żadnym związkiem. Zacznijcie więc od pogonienia swoim gamoniom kota! Dla ich własnego dobra…


A później zacznijcie żyć w prawdzie – to jest sprawa absolutnie podstawowa. Między ludźmi traktującymi się nawzajem ze szczerością nie zachodzi opisany konflikt, i w ogóle nie ma takiego konfliktu, którego by się nie dało rozwiązać. Najważniejsza jest szczerość. I prawda. Bo, jak powiedział Jezus, prawda was wyzwoli. A jak zauważył nasz wybitny pisarz emigracyjny, Józef Mackiewicz, tylko prawda jest ciekawa.

Oby więc prawda zwyciężyła.

Jerzy Wolak – krytyk literacki i filmowy, publicysta i tłumacz. Wykładowca PWSZ w Oświęcimiu i UPJP II w Krakowie.

czwartek, 23 czerwca 2011

Kto ma jaja ten rządzi


Zaczął się rok Marii Skłodowskiej-Curie - dziś rano zobaczyłem ten plakat na citylighcie. Praca Jana Bajtlika, studenta III roku warszawskiej ASP, wyróżniona w konkursie AMS "Skłodowska-Curie była kobietą!"
Na początku myśle co to jest?
Dlaczego tam jest wyraz „TEŻ” przecież historia nauki to historia mężczyzn!
Ja rozumiem że równouprawnienie, feminizmy….ale… zajrzałem co piszą na ten temat w internecie…

Okazało się że to jest też praca wyróżniona w konkursie:

''Kto ma jaja, ten rządzi'' czyli 10. edycja konkursu Galerii Plakatu AMS
Od początku lutego na ulicach polskich miastach na citilightach AMS można oglądać plakaty finalistów 10. edycji konkursu Galerii Plakatu AMS poświęconej kwestii równouprawnienia. Przewrotne hasło ''Skłodowska-Curie była kobietą!'', pod którym odbył się konkurs nawiązuje do setnej rocznicy przyznania Skłodowskiej-Curie Nagrody Nobla w dziedzinie chemii oraz do podkreślenia wkładu kobiet w światową naukę.

Co prawda zastanawia mnie dlaczego jest tam wyraz TEŻ?
Że co współczesny facet nie może być wynalazcą, odkrywcą,  naukowcem.
Gorzej sobie poradzi?
A może Kopernik też była kobieta? ;)

Panie, z tym równouprawnieniem trochę przesadzają. Ja się zgadzam równe kobiety i mężczyźni w prawach!
To jednak nie jest to samo co lansują feministki po równo dla wszystkich.
Żaden facet nie jest w stanie zajść w ciążę ( chociaż podejmuje się wiele prób co noc, na całym świecie J ) i urodzić dziecka ( nie licząc jednej komedii z De Vito i Schwarzenegerem , i jednej hemafordyty )
I nie sądzę , żeby którakolwiek z kobiet podjęła się pracy w kopalni, czy na płycie lotniska przy bagażach.

Plakaty te, w wielu miejscach aż krzyczą jak to kobietom źle i jak bardzo niedowartościowane się czują.
Ciekawe co jeszcze by chciały? Jakie przywileje? Jaka sytuacja je zadowoli?

Reszta plakatów
podaje link:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/5,80294,9358534,__Kto_ma_jaja__ten_rzadzi___czyli_10__edycja_konkursu.html?i=3

Pozwolić chłopcu być chłopcem…



Anna Błasiak

Pozwolić chłopcu być chłopcem…

Chłopcy częściej niż dziewczynki postrzegani są jako niegrzeczni. Trudno przeciętnemu chłopcu w konfrontacji z przeciętną dziewczynką nie wyjść na łobuza.
Rodzice wychowujący chłopca każdego dnia doświadczają, iż jego rozwój nie jest procesem spokojnym i łatwym. Nie wystarczy podawać mu śniadanie, czyste ubranie i czekać, aż pewnego dnia stanie się dojrzałym mężczyzną. Potrzebuje mądrego wsparcia, odpowiednich warunków rozwoju, często zupełnie innych niż te tworzone w domu czy w szkole oraz zaspokajania jego potrzeb, odmiennych niż u dziewczynek.
Ta “inność” chłopców wiąże się z tym, że ich mózg jest inaczej ukształtowany i rozwija się wolniej; szczególnie dotyczy to lewej półkuli, która jest odpowiedzialna za mowę, stąd zwykle zaczynają oni później mówić. Również środkowy obszar mózgu jest u nich proporcjonalnie mniejszy niż u dziewcząt, dlatego mają więcej problemów – trudności w nauce, zaburzenia neurologiczne, utrudniony powrót do zdrowia w przypadku urazów mózgu. Zapoznanie się z różnicami w budowie mózgu chłopców ułatwia zrozumienie i wyjaśnienie wielu kłopotów, z którymi się borykają. Dotyczy to sytuacji, w których potrzebna jest współpraca obu półkul (np. czytanie, mówienie o uczuciach, umiejętności społeczne). Te różnice należy traktować nie jak słabość, ale odmienność, która tworzy trudniejsze warunki wyjściowe oraz specyficzny potencjał w rozwoju, a to wymaga określonego podejścia ze strony rodziców, jak również nauczycieli. Mózg chłopców potrzebuje odpowiedniej stymulacji podjętej w odpowiednim czasie.

Faza matki

Rozwój chłopców dokonuje się w trzech etapach. Ważne, aby rodzice mieli tego świadomość. Pierwszy etap (0-6 r. ż.) jest nazywany fazą matki, gdyż w tym okresie jest ona najważniejszą osobą. Celem tego okresu jest zbudowanie mocnej więzi z bliską osobą, która da poczucie bezpieczeństwa na całe życie i będzie wzorem relacji w dorosłym życiu. Chłopiec uczy się ufać i kochać, ale pod warunkiem, że doświadcza miłości matki i bliskiej więzi z nią. Jego mózg potrzebuje w tym okresie odpowiedniej stymulacji poprzez codzienne rozmowy i głośne czytanie, możliwość eksperymentowania oraz doświadczania bodźców poznawczych, by mógł wytwarzać miliony nowych połączeń nerwowych. Tymczasem wielu rodziców małych chłopców traktuje bardzo surowo (w imię ich przyszłej męskości), rzadziej okazuje pozytywne uczucia np. przez przytulenie (by ich nie zepsuć), również rzadziej z nimi rozmawiają, co więcej, chłopcy często są karani za ich naturalną niespożytą energię (napędzaną testosteronem – hormonem energii i rywalizacji).

Faza ojca

Drugi etap rozwoju chłopca (7-14 r. ż.) to faza ojca, ponieważ on jest teraz najważniejszą osobą. Chłopiec w tym czasie poszukuje kontaktu i towarzystwa ojca, który jest dla niego wzorem. Chce się od niego uczyć, chce go we wszystkim naśladować pod warunkiem, że doświadcza z jego strony miłości i się go nie boi. Przy czym nadal potrzebuje ciepłego i troskliwego kontaktu z matką. Ważne jest zaangażowanie taty w sprawy syna i jego wychowanie. W tym czasie ojcowie mają znaczny wpływ na swoich potomków i mogą ich uczyć męskości. Ten męski kontakt z chłopcem powinien dotyczyć wspólnych zabaw (np. z piłką), wykonywania prac domowych, uczenia życiowych umiejętności, również i głośnego czytania. Ważne w tym wszystkim są autorytet ojca oraz jego konsekwencja i stanowczość, ale bez przemocy. Brak ojcowskiego zaangażowania jest wysokim czynnikiem ryzyka dla chłopca, który zaczyna poszukiwać innych źródeł (np. rówieśnicy, mass media), z których będzie usiłował się dowiedzieć, jak być mężczyzną.

Faza “dorosłości”

Trzeci etap (od 14 r. ż.) wiąże się z potrzebą zewnętrznego autorytetu (np. nauczyciela, księdza) i wspólnoty, którzy zadbają o jego dalszy rozwój. Rolą tego autorytetu jest wprowadzenie młodego człowieka w świat idei i pasji. Chłopiec w tym czasie przechodzi trudne zmiany wynikające z egzystencjalnych rozterek i rozwoju. Wysoki poziom testosteronu i gwałtowne przemiany zachodzące w mózgu powodują, że racjonalne myślenie nastolatka jest zakłócone, staje się humorzasty i kłótliwy, sfrustrowany i zaabsorbowany sobą. Dlatego, gdy nie ma przy nim mądrego przewodnika i nie doświadcza bliskiej więzi z rodzicami, mogą go pochłonąć niebezpieczne “atrakcje” współczesnego świata.
Do prawidłowego funkcjonowania chłopcom potrzebna jest wiedza, komu muszą się podporządkować, a kim oni sami mogą dyrygować; to daje im poczucie stabilności i ułatwia znalezienie swojego miejsca. Potrzebują także jasnych i czytelnych zasad oraz ich sprawiedliwego egzekwowania. Powinni zawsze wiedzieć, czego się od nich oczekuje i dlatego potrzebują też konkretnych komunikatów. Ważną dla nich kwestią jest ruch i rywalizacja oraz odnoszenie sukcesów. Od najmłodszych lat powinni mieć organizowane bezpieczne zajęcia, w których będą mogli wyładować swoją energię. Kłopotliwym dla nich zadaniem jest siedzenie w ławce szkolnej, jeżeli wcześniej nie zmęczyli się fizycznie. Poprzez fizyczną aktywność łatwiej panują nad emocjami (np. gdy się boją, chodzą w kółko). Zmęczeni ruchem, łatwiej też skupiają się na nauce. W chłopięcym świecie istnieje również cienka granica między potrzebą bliskości a agresją. Zwykle ci, którzy się popychają i szturchają, są najlepszymi przyjaciółmi.

opr. aś/aś

Męskość umiera - nie umiemy nawet wymienić żarówki!

Męskość umiera - nie umiemy nawet wymienić żarówki!

25% panów nie potrafi osadzić wtyczki na kablu, 35% po zabawie w majsterkowicza ląduje w szpitalu, a 7% nie umie... wymienić żarówki. Niestety, z mężczyznami nie jest dobrze.

Już niedługo dzień ojca, a więc data szczególna - to właśnie wtedy oddajemy hołd naszym bohaterom za to, że zdołali wyprowadzić nas na ludzi. Ale 23. czerwca to także okazja do refleksji i, być może, porównań - zastanówmy się, jak bardzo my, synowie, przypominamy naszych idoli, obchodzących wówczas swoje święto? Niestety, jak wynika z najnowszej ankiety brytyjskiej marki "B&Q", nie bardzo. A przynajmniej, jeśli chodzi o typowo męskie umiejętności.


REKLAMA Czytaj dalej



Jeszcze tak niedawno, majsterkowanie było ulubioną czynnością niemal każdego mężczyzny. Faceci wręcz na siłę szukali powodów, by chwycić za śrubokręt, albo młotek - a kiedy, z posesji jednego z sąsiadów dobiegały odgłosy pracy, reszta natychmiast zbiegała się, by mu pomóc, albo chociaż pokibicować. Dzisiaj z kolei, spora grupa mężczyzn nie ma bladego pojęcia o tym, na jakich zasadach działa brzeszczot, a kiedy powiedzieć takiemu "podaj klucz francuski", w odpowiedzi można zaobserwować jedynie przerażone spojrzenie.

Jak wynika z najnowszej ankiety, przeprowadzonej na zlecenie "B&Q" wśród mężczyzn, 20% z nich wolałaby się spokojnie przyglądać, jak ich włości obracają się w ruinę, niż samodzielnie przystąpić do napraw. Okazuje się bowiem, że niemal 70% z nich stwierdziło, że zwyczajnie nie lubią majsterkowania, natomiast 46% deklarowało wręcz nienawiść do prac typu DIY (z ang. "do it yourself", czyli zrób to sam). Więcej, 42% panów uczciwie przyznało przed ankieterami, że migają się od prac domowych, jak tylko mogą - najczęściej jednak wykorzystując nadgodziny w biurze, jako naczelną wymówkę.

Jak podaje "Express.co.uk", europejski mężczyzna odkłada roboty domowe średnio na okres 33 dni. Po tym czasie, najczęściej za sprawą wiercenia dziury w brzuchu przez żony, panowie biorą się do roboty - a dokładniej 50% z nich. Reszta dzwoni po fachowca. I w zasadzie nie ma się czemu dziwić, bowiem jak wynika z ustaleń ubezpieczyciela, firmy Saga, brytyjscy mężczyźni to prawdziwe gapy - okazuje się, że kiedy przychodzi do prac DIY, aż 35% z nich odnosi w ich trakcie jakieś obrażenia. To gorzej niż panie! Te notują obrażenia podczas prac domowych na poziomie 15%.

Analizując wyniki ankiety, przeprowadzonej na grupie około 3000 mężczyzn, pokuszono się również o porównanie umiejętności panów po 40-tce, z tymi przed 40-tką. I, jak się nietrudno domyśleć, ci pierwsi zmiażdżyli konkurencję. Portal "thisissouthwales.co.uk" podaje kilka przykładów takich potyczek, jak chociażby kwestia odetkania zapchanego zlewu: 30% młodzików nie wiedziało nawet gdzie zacząć próbę rozwiązania tego problemu, podobna niewiedza cechowała zaledwie 12% seniorów. Również niechlubne 30% młodych mężczyzn miało problemy z malowaniem ścian - a u seniorów znowu, o połowę mniej.

A z czym dzisiejsi mężczyźni mają najwięcej problemów?

Niestety, ale odpowiedź brzmi: praktycznie ze wszystkim. Spora część panów stwierdziła, bez najmniejszego zażenowania, że nie mają zielonego pojęcia o ogrodnictwie, malowaniu ścian, kładzeniu tapet, czy robieniu półek do szafy. Niewielu z nas zna się także na elektronice czy hydraulice, dlatego można zaryzykować stwierdzenie, że w porównaniu do naszych ojców, jesteśmy w pewien sposób okaleczeni.

Jedynym pocieszeniem może być fakt, że najprawdopodobniej sytuacja w Polsce wygląda jeszcze ciut lepiej niż w starych krajach unii. Tu, z powodu mniejszych zarobków, nierzadko jesteśmy skazani na swój spryt i zmysł do pracy, jednak w przyszłości - wraz ze wzrostem gospodarczym kraju - jeśli o to należycie nie zadbamy, wówczas nasze dzieci także niechybnie staną się Brytyjczykami lub Francuzami- a przynajmniej w kwestii zmyślności do pracy. Dlatego apelujemy, byście robili wszystko, aby do tego nie dopuścić! Stąd, jeśli już jesteś ojcem, w swoim dniu zamiast jechać z synem do kina, wyjdźcie do garażu i skręćcie razem kilka szafek! Oczywiście, jeśli wiesz jak...

Żródło:
http://facet.wp.pl/kat,70996,wid,13536055,wiadomosc.html?ticaid=1c891&_ticrsn=3

Mężczyźni szukają swojego miejsca w nowym świecie

http://fakty.interia.pl/new-york-times/news/mezczyzni-szukaja-swojego-miejsca-w-nowym-swiecie,1658351,6806,0,1#comments

Mężczyźni szukają swojego miejsca w nowym świecie

Kiedy słyszysz dziś o innowacji, to mowa zwykle o komputerach czy tabletach. A co by było, gdyby zacząć szukać innowacji w zupełnie innej dziedzinie - kształtowaniu szczęśliwszych, pełniejszych i lepiej przystosowanych mężczyzn?

Dzisiejszy mężczyzna jest post -"Mad Men"? Kadr z serialu
Dzisiejszy mężczyzna jest post -"Mad Men"? Kadr z serialu /East News
Mnożą się dziś dowody pokazujące skalę, złożoność i pilność problemu męskości. Weźmy pod lupę ostanie nagłówki gazet: Weiner, który lubi dzielić się zdjęciami swego narządu, Schwarzenegger, który okazał się drapieżnikiem (ang. Predator - red.) wśród służby domowej oraz lider Międzynarodowego Funduszu Walutowego oskarżony o seksualne wykorzystanie Afrykanki.

Nie nasza sprawa?

Nagle pojawił się mini-przemysł spekulujący na temat rozpinających się męskich rozporków. Czy wszyscy mężczyźni czy tylko ci u władzy zachowują się w ten sposób? Dlaczego silne kobiety tak rzadko przyłapywane są na takich skandalach? Czy ci mężczyźni są prostu nadmiernie pożądliwi, czy rzeczywiście uzależnieni lub chorzy?
Ale ta dyskusja jest dziwnie opanowana. Ma pocieszający wydźwięk. Wydaje się, iż osiągnęliśmy zgodę co do tego, że problem ogranicza się do tych "zgniłych jabłek" na samej górze: mężczyzn posiadających władzę, by ośmielić się robić takie rzeczy.
Problem zamyka się w miejscach takich jak apartamenty hotelowe po 3000 dolarów za noc. A chodzi w nim głównie o seks.
Dotyczy, innymi słowy, Tych Ludzi zaangażowanych w Te Rzeczy - a nie naszych braci, mężów, ojców i synów, a już na pewno nie nas samych.

Facet niedostosowany

Być może jednak połączeń jest więcej niż byśmy chcieli przyznać. Rażące i tragiczne ekscesy mężczyzn z głównych stron gazet są prawdopodobnie tylko jednym z przejawów zjawiska znacznie bardziej ogólnego: powszechnego problemu męskiego niedostosowania, czy niepowodzeniu ostatniego pokolenia w przygotowaniu mężczyzn do świata, w którym wielu z nas teraz żyje.
Problem pojawia się w rozmaitych miejscach.
Na postindustrialnym Zachodzie wydaje się mieć przede wszystkim podłoże społeczno-ekonomiczne.
Mężczyźni z klasy robotniczej w szczególności toną w kwestiach zglobalizowanej, zdominowanej przez usługi i równość płci gospodarki, która przyniosła silną konkurencję dla pracy, faworyzującej nowe talenty, z których mężczyźni nie mają żadnych specjalnych korzyści. Jest im trudniej przejść przez tradycyjne przełomowe momenty dojrzewania - pójście na studia lub rozpoczęcie pracy, znalezienie małżonki, kupno domu.

Na Wschodzie i na Zachodzie

Z rozwojem gospodarki, wiele z jej zadań traci swój męski wydźwięk. Słowa i kliknięcia przewyższają siłę fizyczną, a nawiązywanie kontaktu jest ważniejsze niż dowodzenie; wielu mężczyzn zmaga się z transformacją.
Co ciekawe, być może słyszysz coś podobnego o mężczyznach z odmiennych środowisk: przedprzemysłowych lub industrializujących się, przedfeministycznych lub właśnie feminizujących się krajów rozwijających się. W tych społeczeństwach, bastiony postępu są uderzająco często pozbawione mężczyzn.
Porozmawiaj z kimkolwiek pracującym z ludnością w slumsach czy indyjskich wioskach, a powie ci o mężczyznach, którzy zdradzają, piją i biją dom po domu - i kobietach, które harują, oszczędzają i inwestują. Ich programy często po prostu ignorują mężczyzn.
Podobnie rewolucja mikrokredytów na całym świecie, której korzyści są obecnie podawane w wątpliwość, odbyła się w dużej mierze z pominięciem facetów i współpracą bezpośrednio z kobietami. Tak samo wygląda to w przypadku wielu innych prac rozwojowych, a nawet polityki takich straumatyzowanych krajów jak Rwanda czy Liberia.

Ślepa uliczka

Pomiędzy biegunami tych dwóch światów, w konwersacji o kulturze można usłyszeć wiele innych obaw o mężczyzn.
Słyszysz niepokój, że to kobiety zachęcały do tworzenia doskonałego mężczyzny postfeministycznego, który, jak się okazuje, ich nie pociąga - mężczyzny, który chce dzielić się rachunkiem w restauracji, a następnie zostaje mężem, który wpada na targ trzy razy w tygodniu.
Istnieje również niepokój w Ameryce i Europie dotyczący życia dorastających chłopców - ich głębokiej fascynacji grami wideo, ich emocjonalnego opóźnienia - a następnie ich wejścia w okres dojrzewania, które zostało sparodiowane w 2006 r. r. w filmie "Miłość na zamówienie" i zbadane poważniej w książce "Guyland" Michaela Kimmela.
Kimmel opisuje tych ludzi jako niespokojnych, skaczących od jednego do drugiego miejsca pracy, które zwykle okazuje się być "ślepą uliczką", wiodących w nieskończoność studenckie życie ze starymi kolegami z akademika, oglądających sporty, rozmawiających wiele o przyszłości, ale nie potrafiących jej budować.
Obecne problemy są nieco innego rodzaju. Ale być może, na swój sposób, są one częścią kryzysu autorytetów.

Kłopotliwa męskość

Dziś mężczyzna nie może nie zauważyć, że jest, na tak wiele sposobów, post-. Jest postindustrialny, a jego umiejętności tworzenia są coraz mniej szczególne. Jest post -"Mad Men" (serial USA, 2007 - red.) - rezygnując z tak wielu korzyści płynących z bycia facetem nie stara się zdobywać nowych. Jest mężczyzną post-in-vitro, nie będącym dłużej biologicznym warunkiem prokreacji. Jest często mężczyzną postwojennym, bo historyczne założenie, że mężczyzna pewnego dnia odłoży pług i pójdzie na wojnę, zanika w wielu częściach świata.
Co łączy jeden "post-" z innym, to utrata męskości.
Męskość nie ucierpiała, ale stała się mniej istotna. Być mężczyzną to jeszcze nie przekleństwo, jak wskazują statystyki, ale nie wydaje się też już dłużej wyjątkową okazją.
A jednak - przynajmniej na razie - małe jest zainteresowanie problemami mężczyzn. Naukowcy zajmujący się tą dziedziną mają problemy z zebraniem pieniędzy na badania. Uniwersytety uczą o kwestiach mężczyzn tylko ułamek tego, co o kobietach.
Kobiety czytają książki o byciu lepszymi kobietami, ale rzadko można znaleźć faceta, który czyta książki o byciu lepszym mężczyzną.
Anand Giridharadas
The International Herald Tribune
Tłum. AM
Śródtytuły pochodzą od redakcji
�ródło informacji: The New York Times

piątek, 17 czerwca 2011

Reklamowy obraz faceta


Te , reklamy…. Współcześnie mężczyźni z jednej strony mają być twardzi i silni, z drugiej emocjonalni.

Przyznaje się, że mają syndrom Piotrusia Pana, i że to jest niekorzystne zjawisko w rozwoju.
Z drugiej strony podziwia się „prawdziwych twardzieli „ .
Takich co taplają się w błocie, walczą z przeszkodami z „malborasem” w gębie :) , lub piwem w ręku, grają mecz ( trzy strzeliłem i jeszcze stoję -pamiętacie to? ).
W tej kwestii przekaz z mediów jest bardzo sprzeczny.

Reklama mówi że pij ten napój, kup ten samochód, a będziesz szczęśliwy, będziesz miał te wszystkie laski. Używając tego telefonu odniesiesz sukces w biznesie.I twoja żona poczuje się jak w bajce czyszcząc kuchnie pewnym środkiem... Zastanowił mnie przekaz jaki płynie. Że rzeczy Ciebie uszczęśliwią?
Że postawa macho jest okey? Że pewien napój z ZEREM zrobi z Ciebie super bohatera?

Widziałem już kilka reklam które promują syndrom Piotrusia pana… Inne reklamy mieszają w głowach kobietom, tłumacząc że czyszcząc kibel tym środkiem będą rycerzami, księżniczkami.
Pokazują kobiety wchodzące w męskie role, które i mieszkanie pomalują i same koło wymienią…

Obraz jaki kreują media jest po pierwsze mało spójny. Wręcz sprzeczny. Nic dziwnego że faceci się gubią. W reklamach często facet jest pokazany jako nieporadna fajtłapa.
Wbrew pozorom przekaz i informacja płynąca z reklamy dociera do nas.
I gdzieś to ziarno jest zasiane.I wzrata. Relkamy też kształtują nasz świat i wizerunek czy chemy czy nie.
Reklamy atakują nas zewsząd.Nawet jeśli nerwowo szukasz krzyżyka żeby zamknąć, reklamę a podczas filmu latasz po kanałach bo tam gdzie jest twój film lecą reklamy.
Ważne jest to abyś sam wiedział Kim jesteś? Znał swoją wartość i tożsamość. I miał gdzieś to co mówią spece od reklam :)

Zastanawiam się czy reklamując produkt nie można przekazywać pozytywnych dobrych wartości? Dodam tutaj dwie reklamy. Pierwsza promująca syndrom Piotrusia Pana, a drugą która pokazuje prawdziwego twardziela-tu akurat poza produktem promuje się przyrodę.
   

Ciekaw jestem według Ciebie jakie inne wartości i jaki przekaz pokazują reklamy?
Czy znasz jakieś reklamy które pokazują pozytywny obraz mężczyzny?
Co ty o tym myślisz?

Napisz mi o tym w komentarzu.
pozdrawiam,
Radosław Kowalczyk

czwartek, 9 czerwca 2011

Mężczyzna i przyroda

Męskość to wizja






poniedziałek, 06 czerwca 2011 19:20
O kryzysie tożsamości oraz sposobach na jego przezwyciężenie z dr Markiem Wojtowiczem, wykładowcą na Wydziale Teologicznym UŚ, pracownikiem Zakładu Nauk o Rodzinie, prelegencie XX Piekarskiego Sympozjum Naukowego, interesującym się współczesną filozofią i psychologią religii, rozmawia Marta Paluch.
Jaki Pana zdaniem jest współczesny mężczyzna?
– Dużo mówi się o kryzysie męskości. W pewnym sensie jest to skutek braku wyraźnej roli społecznej, jaką mężczyzna ma pełnić. W średniowieczu to było jasne – kiedy młodzieniec osiągał pewien wiek, dokonywał wyboru: rycerz albo duchowny. Gdy podjął decyzję, wiedział, czego od niego się oczekuje, jakie cechy ma rozwijać.
Można określić przyczyny takiego stanu rzeczy?
– O tym decydują różne czynniki, m.in. emancypacja kobiet. Mężczyźni zaczęli odczuwać jej skutek uboczny – część przestrzeni zarezerwowanej tradycyjnie dla nich zajęły kobiety. Panowie czują się wypchnięci i nie bardzo wiedzą, jak się zachować. Obserwujemy to na przykładzie podziału obowiązków małżeńskich, z którym wielu mężczyzn nie czuje się dobrze. Panowie nie umieją się odnaleźć w kuchni, przy praniu.
Napięcie pomiędzy oddaniem rodzinie, żonie a postrzeganiem siebie samego jako męskiego to niejedyna płaszczyzna kryzysu.
– Niestety, trzeba zwrócić uwagę, że związany jest on także z niewłaściwym odczytaniem chrześcijańskiej wizji mężczyzny. Wielu panom trudno jest zaakceptować, czego - jak im się wydaje - oczekuje od nich Kościół. Efekt jest taki, że w kościele widzimy coraz mniej mężczyzn.
Co budzi największy sprzeciw?
– Mężczyznom jest się trudniej odnaleźć w Kościele, ponieważ dominuje w nim kobiecy sposób kontaktu z Bogiem i tworzenie więzi. Co tu jest elementem tego wzoru? Przede wszystkim pokazanie chrześcijanina jako człowieka grzecznego: ułożonego i przewidywalnego. Generalnie zachęca się, by absolutnie nie przejawiać takich typowo męskich cech, jak gwałtowność czy agresywność. One są jednoznacznie interpretowane jako grzechy, czyli słabość ludzka. Mężczyznom może się wydawać, że premiowana jest pseudopokora, czyli uległość, udawanie własnej słabości, bezkrytyczne akceptowanie wszystkiego i wszystkich. Kobiety nawet jeżeli mają podobne spostrzeżenia, ponad to będą cenić wytworzone więzi międzyludzkie.
Czym zatem charakteryzuje się prawdziwa męskość?
– Głównie siłą, choć nie tą rozumianą brutalnie. Przede wszystkim chodzi o determinację, chęć działania, zdolność wytyczania celów. Męskość to wizja. Naturą mężczyzny jest spoglądanie do przodu. Bycie przewodnikiem, kimś, kto wytycza szlak.
Tak rozumiana siła potrzebuje jeszcze innych cech, by móc w pełni funkcjonować.
– Żeby móc wytyczać nowe drogi, mężczyzna musi być trochę ryzykantem. Życie mężczyzny powinno być przygodą, zawierać w sobie agresywność, dzikość czy nieprzewidywalność. To są bardzo męskie cechy. Świetnie przedstawił to C.S. Lewis w popularnych „Opowieściach z Narnii”. Tam przymioty Boga uosabia lew – Aslan. Jest bardzo męski, ale jedną z jego cech, niezrozumiałą dla innych bohaterów, jest to, że jest on nieoswojony, nieprzewidywalny. Myślę, że to też cecha mężczyzny, że on nie może być oswojony. Musi być w nim pewien niepokój, który daje energię do przekroczenia tego, co jest. To ta cecha męska powodowała w historii wiele korzystnych zmian.
Coraz słabiej akcentowane znaczenie tych pojęć sprawia, że mężczyzna przestaje się orientować, kim tak na prawdę jest.
– Należy pamiętać, że męskość realizuje się nie sama dla siebie, ale zawsze jako dar. Współcześni mężczyźni gubią się w tym, że szukają realizacji w obrębie siebie samego, swoich pomysłów. To do niczego nie prowadzi, bo zgodnie z chrześcijańską wizją celem jest służba. Mężczyzna stworzony jest do tego, aby być mężem. Jego powołanie jest jasne – ma zdobywać kobietę. A gdy zawrze małżeństwo – troska o nią i całą rodzinę ma być dla niego najważniejsza. On ma być głową rodziny. Nie tak jak postrzegają to ruchy emancypacyjne, twierdząc, że to oznacza przemoc i władzę jednostronną. Jako chrześcijanie powinniśmy pamiętać, że oznacza to przede wszystkim służbę, tak jak to pokazał Chrystus. Wielu mężczyzn przed tym ucieka. A ich obowiązkiem jest wytrwać...
...w rodzinie nie tylko dla własnej satysfakcji, ale dla dobra żony i dzieci.
– Męskość, co rzadko się podkreśla, jest bardzo ważna w wychowywaniu dzieci. Zarówno dziewczynek, jak i chłopców. Od postawy ojca zależy, czy dorastająca dziewczynka poczuje się kobietą, a młody chłopak mężczyzną. Tata powinien towarzyszyć, ochraniać i jednocześnie pobudzać do rozwoju.
Czego zatem, Pana zdaniem, mężczyźnie wybaczyć nie można?
– Słabość, uleganie stanom depresyjnym, ucieczka przed odpowiedzialnością – to jest niedopuszczalne. Łatwiej wybaczyć cechy, które wynikają z nadmiaru męskości, np. chwilową agresję, upór i zamknięcie na opinie innych.
Sądzi Pan, że trudniej wybaczyć chwilową słabość niż agresję, której przejawem są np. burdy stadionowe?
– Mówiąc o agresji, mam na myśli raczej wybuchowy charakter. Burdy chuliganów stadionowych czy pijaków to przejaw nie siły męskiej, ale słabości i braku opanowania. Prawdziwa siła męska nie potrzebuje potwierdzenia. Jest raczej wewnętrznym przekonaniem, że jest się na właściwej drodze i realizuje to, co najważniejsze. Jak najbardziej męskie są troska o bliskich czy okazywanie uczuć. Slogany, że chłopaki nie płaczą, są błędne. Mężczyzna jest wrażliwy, ale musi mieć dystans do swojej emocjonalności. Może płakać, ale nie rozpacza.
Ale dla wielu mężczyzn płacz jest równoznaczny z rozpaczą.
– To wynik złego wychowania. Ogólnie mówi się o tym, że chłopcy są gorzej wychowywani, więcej zranień dotyka ich niż dziewczęta. One mają więcej uwagi rodziców, czułości, dotyku. Chłopcy potrzebują tego dokładnie tyle samo, bo to też baza do rozwoju męskości. Często rodzicom wydaje się, że jeśli chłopcu pozwoli się na okazywanie uczuć, to on się stanie słaby. W rzeczywistości przez to nie dowiaduje się, jak sobie z uczuciami radzić. Jeśli „zamrozimy“ emocjonalnie chłopca, to efektem będzie ciągły problem z męskością i poczucie, że nie jestem taki, jak trzeba. Zraniona męskość może przejawiać się burdami wszczynanymi po to, żeby pokazać, jak bardzo jestem męski, albo pewną pasywnością, zniewieścieniem. To dwie strony tej samej monety, monety fałszywej męskości.
Zatem czy można pokusić się o diagnozę, jaki będzie mężczyzna w przyszłości?
– Coraz więcej feministek akcent kładzie nie na zrównanie płci, ale na dowartościowanie ich kobiecości. Są przecież sfery, w których siłą rzeczy preferowana jest męskość. Być może ten trend pomoże rozkwitnąć również męskości, sprawi, że kobieta i mężczyzna znajdą lepszy sposób realizacji siebie, uwzględniając całe bogactwo różnicujących ich cech.
Źródło: Wiara.pl
http://www.rodzinakatolicka.pl/index.php/wywiady/35-wywiady/21438-msko-to-wizja

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Drużyna Piotrusia Pana wychodzi z ukrycia, czyli świat dziecinnieje



http://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/379506,Druzyna-Piotrusia-Pana-wychodzi-z-ukrycia-czyli-swiat-dziecinnieje




audio


Według socjolog rodziny Beaty Banasiak-Parzych od pewnego czasu można zaobserwować fenomen trudności, jakie mają ludzie dorośli w odnalezieniu się w nowej kulturze. Niektórzy badacze określają to mianem Peter Pandemonium (nawiązanie do powieści szkockiego pisarza Jamesa Barrie’go – "Piotruś Pan" oraz "Raju utraconego" Johna Miltona).
- Kiedyś mówienie, że ktoś ma kompleks Piotrusia Pana było pewnego rodzaju obelgą, teraz ta zbiorowość wychodzi z cienia – mówi gość "Klubu Trójki". - Już nie jest wstydem bawić się kolejką własnego syna, czy klockami Lego. Teraz należy dopieszczać "wewnętrznego dziecko" - dodaje w rozmowie z Dariuszem Bugalskim.
Jak podkreśla socjolog, współcześni ludzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych przestali się krępować i ukrywać ze swoimi infantylnymi preferencjami, dostrzegając w nich przejaw wolności. Dowodzi tego, miedzy innymi, ogromna popularność wśród osób dojrzałych kanałów z kreskówkami oraz gier komputerowych (średnia wieku użytkowników to 29 lat).
- Współcześnie jesteśmy tak zewsząd bombardowani różnymi informacjami, na które niekoniecznie wyrażamy zgodę, że mając możliwość wyboru wolimy rzeczy poprawiające nam nastrój – wyjaśnia gość audycji.
Ma to związek także ze zjawiskiem powszechnego rozczarowania dorosłością. Gdy jesteśmy dziećmi ci "starsi" wydają nam się wszechmocni. Później, już po przekroczeniu wyznaczonego kulturowo wieku musimy zmagać się z wieloma problemami, które często nas przerastają. - Zaczynamy się zastanawiać, po co tak naprawdę być dorosłym. Nie warto. Następuje więc powrót do cudownych lat dziecięcych. Dodatkowo sprzyja temu świat wirtualny i gry wideo – tłumaczy Beata Banasiak-Parzych.
Pułapka Piotrusia Pana
Danuta Prokulska-Balcerzak, psychoterapeuta psychodynamiczny podkreśla, że próba zatrzymania dzieciństwa na zawsze może być niebezpieczną pułapką. - Nie jest wcale tak, że my w dorosłości mamy możliwość stania się kim chcemy.
Psychoterapeutka ludzką psychikę przedstawia za pośrednictwem metafory królestwa. Gdy rządy w nim oddamy małemu, nieukształtowanemu dziecku, zapanuje chaos. Natomiast niekorzystna będzie również odwrotna sytuacja, gdy stery naszej psychiki przejmie "sztywniak" kierujący się jedynie nakazami i zakazami. Powinna zatem zostać osiągnięta równowaga pomiędzy tymi dwoma osobami. Gdy ją uzyskamy, mamy szansę być szczęśliwi i realizować własne potrzeby adekwatnie do metryki. Nie oznacza to jednak, że balans ten musi pozostać zawsze niezmienny. - W zależności od sytuacji możemy pozwolić jednej lub drugiej osobie przejąć na chwilę kontrolę nad naszą psychiką – przekonuje Danuta Prokulska-Balcerzak.


audio


Aby wysłuchać całej audycji należy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
http://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/379506,Druzyna-Piotrusia-Pana-wychodzi-z-ukrycia-czyli-swiat-dziecinnieje
 
Audycji "Klub Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku tuż po 21.00. Zapraszamy.
(dmc)

lub kliknij tutaj: audio


tagi: Beata Banasiak-Parzych, Danuta Prokulska-Balcerzak, psychologia


ps.
Od autora bloga
Wiem,znam świadomie naruszam prawa autorskie!
 czyżby syndrom Piotrusia Pana? :)

środa, 1 czerwca 2011

Kobieta i mężczyzna Paweł Porębski

http://wiara-rozumna.blog.onet.pl/2,ID427353974,index.html


66. Kobieta i mężczyzna
 Paweł Porębski

          Dwupłciowość człowieka jest konieczna do prokreacji, natomiast dla Boga istnieje po prostu człowiek: nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3,28).  Opis biblijny pokazuje stworzenie „człowieka w ogóle” (Rdz 1,26–30; 2,7), a dopiero potem powstanie kobiety: Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę (Rdz 2,22). Nie bardzo mogę zgodzic się z wypowiedzią ks. Józefa Homerskiego: Pierwszy człowiek nie był świadom stworzenia drugiego człowieka odmiennej płci, bo istnienie niewiasty jest również tajemnicą[1].
          Opis biblijny o stworzeniu człowieka: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam (Rdz 1,26) ukazuje nam prawdę, którą rozwinie św. Paweł w liście do Galatów. Bez względu na swoją płeć człowiek jest „osobą ludzką”. Mężczyzna i kobieta mają taką samą godność, zostali stworzeni „na obraz Boga”, we wzajemnej zależności. Różnice płciowe dotyczą tego świata, nie mają natomiast żadnego znaczenia w Chwale. Płeć nie ogranicza się jednak tylko do prokreacji. Każda płeć ma swoje atrybuty. Kobiety są bardziej uczuciowe, łatwowierne i wrażliwsze. Mężczyźni są bardziej logiczni, dociekliwi, racjonalni. Na płeć narzucone są pewne obowiązki. Zaszyte są one w genach ludzkich i są integralną częścią osoby (prozopoiczne). Przede wszystkim rolą kobiety jest macierzyństwo. Męskość kryje w sobie znaczenie ojcostwa, kobiecość – macierzyństwa. Choćby nie wiem jakby się starał, żaden mężczyzna nie jest w stanie zastąpić dziecku matki. Żaden mężczyzna nie stworzy prawdziwego ogniska domowego, ale może on jedynie wspaniale go uzupełnić. Kobiecość niejako odnajduje siebie w obliczu męskości, podczas gdy męskość potwierdza się przez kobiecość[2] (Jan Paweł II). Wzajemne piękno może być zauważone i odkryte, gdy są razem ze sobą. Seksualność jest zjawiskiem koniecznym i ludzkim. Nie należy tego tematu uświęcać i nadawać mu rangi nadzwyczajnej, ale seksualność pozbawiona sakramentalnych fundamentów jest tylko czystą żądzą, zaspokojeniem i egoizmem. Cudzołóstwo jest grzechem  przez niewierność współmałżonka. Materią grzechu jest nie tylko fizyczny akt seksualny, ale pożądliwość, kuszenie drugiej osoby. Po śmierci zagadnienie to znika całkowicie. Za życia jest regulowane przez samo życie.
          Nie do końca zgadzam się z poglądem Doroty Sattler i Teodora Schneidera, którzy uważają, że panowanie mężczyzny nad kobietą nie było z woli Boga, lecz było następstwem grzechu człowieka.
          W historii Żydów kobiety w sprawach spadkowych były traktowane sprawiedliwie: Ojciec dał im też prawo dziedziczenia na równi z braćmi (Hi 42,15), ale nie we wszystkim były traktowane na równi z mężczyznami. Tak jak to jest we wszystkich zgromadzeniach świętych,  kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić (1 Kor 14,34); Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam (2 Tm 2,12). Teksty te należy interpretować według  ówczesnej epoki. Widać w nich wyraźnie ówczesną mentalność, nie przyznającą kobietom prawa przemawiania publicznego.
          Feminizm jest ruchem walczącym o równouprawnienie kobiet. Na tle tego ruchu powstało wiele nieporozumień. Prawdą jest, że tak naprawdę do dzisiaj nie ma równouprawnienia kobiet. Dominuje mężczyzna w wielu dziedzinach życia. Być może poglądy o niższości kobiet mają swoje korzenie w odległych czasach, w których zarodek męski mylnie uważano za nowego człowieka, a rolę kobiety ograniczano jedynie do środowiska jego rozwoju.  Wcale się nie dziwię, że kobiety zażarcie walczą o swoje prawa. Niepokoi mnie tylko, jeżeli są głoszone hasła, które są sprzeczne z uniwersalizmem etycznym, np. prawo do aborcji itd. Z drugiej strony kobiety wyposażone są w takie dary, o których mężczyzna nie ma co marzyć. Dostrzegam tu, na tym polu, pewne ograniczenie, a nawet niższość mężczyzn. Mężczyzna, tak naprawdę, może pochwalić się jedynie siłą. Moja żona Krystyna uważa, że kobiety mają szósty zmysł powodujący, że łatwiej widzą zdarzenia przyszłe, są przewidujące, natomiast mężczyźni żyją chwilą. Nie mają intuicyjnego wyczucia skutków swoich decyzji. Jak byliśmy młodsi, pod koniec każdego roku bawiliśmy się, pisząc, każdy z osobna, co się wydarzy w roku następnym. Po opisaniu przyszłych zdarzeń, konfrontowaliśmy nasze przewidywania (futurologia). Prawie zawsze stałem na stanowisku, że moje przewidywania są bardziej rozumne, logiczne, podparte wiedzą polityczną, gospodarczą. Krystyna pisała natomiast rzeczy, które uważałem za całkowicie nierealne, niepoważne i wzięte z księżyca. Niestety, po roku wynik dla mnie był przeważnie druzgocący. Intuicja kobieca była nie do pokonania i perfekcyjna.
          Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę.  Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1,27–28). Dzięki potomstwu, ale nie tylko, małżeństwo przechodzi w rodzinę. O błogosławieństwie człowieka była już mowa, ale tu Bóg błogosławi rodzinę. Rodzina staje się podstawowym przedmiotem społecznej historii ludzkiej, zarówno doczesnej, jak i zbawczej. Każda osoba w rodzinie jest niepowtarzalna i również ważna. Małżeństwo jest źródłem życia, które powstaje z woli Boga. W ten sposób człowiek uczestniczy w boskim planie stwórczym. Bóg jest świadkiem, gdy są składane sobie obietnice małżeńskie. Bóg błogosławi ten związek.  To zobowiązuje małżonków do życia w miłości. Dziecko z kolei opuszcza dom rodzinny i staje się „latoroślą owocującą” (Rdz 49,22), zakładając swoją własną rodzinę. Małżeństwo nie ma wyłącznie celu prokreacyjnego. W nim budzi się zalążek miłości osobowej. Prawdziwa miłość małżonków rozkwita, rozchodzi się, wychodzi na zewnątrz, zaraża innych. Taka rodzina jest obrazem Raju, przyjaźni z Bogiem. W niej uobecnia się stale początek świata. Małżeństwo bezdzietne może również być ikoną wspaniałego związku, symbolem harmonii i wspólnoty małżonków, którzy naznaczeni zostali doświadczeniem. To doświadczenie może pochodzić od Boga i paradoksalnie może być wyróżnieniem. Bóg skupił swoją uwagę właśnie na tej rodzinie, ale trzeba umieć to odczytać we własnym sumieniu.  Każde dziecko pochodzi z daru Boga. Zmaganie się małżonków z niepłodnością, ich walka o potomstwo może być dla wielu wzorem. Bezpłodność może być również „płodna”.  Tyle, że jest to płodność wyższa, ponadnaturalna, duchowa, płodność z Boga: Pokoleniu Lewiego nie dał Mojżesz dziedzictwa (Joz 13,33). W narodzie żydowskim bezpłodność była oznaką nieprzychylności Bożej. To nie jest prawdą. Jeżeli Bóg doświadcza, to znaczy, że oczekuje od nas czegoś bardziej wzniosłego. Oczekuje od nas innej postawy, może ofiary? Nie wolno budować swojego szczęścia na nieszczęściu innych. Metoda in vitro jest jeszcze niedopracowana. Podczas tej metody zapłodnienia ginie wiele już zawiązanych zarodków. Zarodek jest malutkim bezbronnym człowiekiem w postaci embrionalnej. Jak może czuć się człowiek pochodzący z takiego zapłodnienia, gdy zda sobie sprawę, że jego życie powstało kosztem wielu? Nie dziwię się, że Kościół krytykuje tę metodę. Nie łudźmy się, machina postępu raz puszczona w ruch już się nie zatrzyma. Badania będą prowadzone nadal, choćby przez ludzi, którzy za nic mają ludzkie życie. Należy więc czekać z niecierpliwością nad udoskonaleniem tej metody, aby była pewniejsza i nie powodowała śmierci niewinnych istot. Jedynie, co możemy zrobić to apelować, aby dalsze badania były prowadzone wyłącznie na zwierzętach, aż uzyska się pewność metody. Póki szkodzi – zaniechać.
          Według katechezy kościelnej Maryja była Niepokalanie Poczęta (nieskażona grzechem pierworodnym), była ikoną świętości pierwszych ludzi. Została wybrana do spełnienia obietnicy Bożej. Tak jak Bóg powiedział Fiat i powstał świat, tak Maryja powiedziała owo Niech się stanie (Fiat) i dała początek Zbawieniu (por Rdz 1,3; Łk 1,38). Maryja została włączona w Boży plan zbawienia ludzi, zasługuje na tytuł Matki Bożej. Niezależnie od historiografii Bóg wyróżnił Ją i tym samym pokazał ogromny szacunek do kobiet. W Piśmie świętym jest wiele dowodów świadczących o wspaniałej roli kobiet w historii i w życiu społecznym. Były one bohaterkami wielu wydarzeń historycznych. Ich heroizm nie był mniejszy od heroizmu męskiego. Kobieta (Ewa) stała się matką wszystkich żyjących (Rdz 3,20), nawet Boga żywego Jezusa Chrystusa.  Gdy umierał Jezus Chrystus, pod krzyżem zabrakło apostołów, towarzyszyły Mu jedynie wierne kobiety.  Św. Łukasz przedstawiał kobiety z wielkim szacunkiem; kobieta jest prawdziwym uczniem Jezusa oraz diakonisą Mistrza i jego wspólnoty (Łk 10,38–42); niewiasty „szły za Jezusem” tak jak apostołowie i uczniowie (Łk 8,1–2; 23,49). Tylko Łukasz przedstawił kobiety współczujące Jezusowi na drodze krzyżowej (23,27–31); one też pierwsze zobaczyły Zmartwychwstałego (24,22–23). Dlaczego trzeba było aż soboru, aby przyznać, że kobiety mają duszę? Wcześniej bowiem nie było co do tego całkowitej pewności. Aż dziw bierze, że do tej pory kobiety są odsuwane od kapłaństwa: niewiasty niech milczą w Kościele (1 Kor 14,34). W gruncie rzeczy kapłaństwo jest powołaniem, a nie jakimś „prawem”.  Maryja była w centrum rodzącego się Kościoła. Jej obecność była czynna i miała charakter modlitewny. Dotychczasowe argumenty Kościoła przeciw kapłaństwu kobiet są słabe i niewystarczające. Opierają się one na faktach, między innymi, że na Ostatniej Wieczerzy przy ustanowieniu Eucharystii, byli tylko apostołowie oraz że Chrystus nie wprowadził swojej Matki do struktury hierarchicznej Kościoła, który zbudował na apostołach. Wydaje mi się, że podyktowane to było uwarunkowaniami historycznymi, ówczesną rolą kobiet i obyczajami (mizoginizm historyczny – uprzedzenie do płci żeńskiej). W Kościele pierwotnym kobiety (diakonisy), powołane przez apostołów, mogły pełnić jedynie pewne tylko posługi religijne i charytatywne:  Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach (Rz 16,1). Na początku na diakonisę powoływano tylko wdowy lub kobiety 60-letnie. Sobór Chalcedoński (451 r.) określił ich wiek na 40 lat. Diakonise usługiwały chorym oraz kobietom podczas liturgii chrztu i dbały o religijną formację nowo ochrzczonym, zanosiły Eucharystię chorym kobietom oraz pośredniczyły w przyjmowaniu i przedkładały biskupowi prośby i sprawy kobiet. Urząd diakonisy niestety zanikł na Zachodzie w X w., a na Wschodzie przetrwał do XIII w. Chrystus rozpoczął zmiany w tej kwestii, ale trzeba było na to jeszcze dużo czasu, aby zupełnie zmienić nastawienie do kobiet i nadać im należną cześć. Chrystus zwrócił się do kobiety samarytańskiej słowami: Daj mi się napić (J 4,7). Dla Żydów było to zgorszeniem. Żydzi bowiem nie utrzymywali stosunków z Samarytanami. Jezus „łamał” prawa  zwyczajowe. Niech to będzie dla Kościoła znakiem i zachętą do zmian. Kobiety zasłużyły na godniejsze traktowanie. Chrystus był wymagający, ale był „pobłażliwy”, a Kościół jest „rygorystyczny” –  coś tu nie jest w porządku. Obecnie kościół anglikański przełamał barierę „kapłaństwa kobiet”. Będę szczery. Nie bardzo widzę kobietę jako kapłana odprawiającą Mszę. Dlaczego? Bo właśnie we mnie też siedzi zakorzenione błędne przekonanie o niegodności kobiet do sprawowania Eucharystii. Rozumowo nie przyjmuję tego co „siedzi” we mnie. W Kościele jest podobnie. Argument, jakoby Chrystusowi aspekt kulturowy nie pozwolił udzielić kobiecie święceń kapłańskich ma w gruncie rzeczy swoje źródło w słabej wierze w Chrystusa[3] (Antoni J. Nowak OFM). Tu A. J. Nowak OFM przesadził. Sposób sformułowania wniosku jest typową manipulacją katechetyczną  – nie przyjmujesz nauki Koscioła, tzn. że nie masz wiary.   Z jednej strony Kościół katolicki czci w Maryi Pannie największe ze stworzeń – Bogarodzicę, a z drugiej stawia barierę liturgiczną kobietom – totalna niedorzeczność. Wiek XXI powinien się wstydzić, że problem emancypacji kobiet jeszcze nie został rozwiązany. W 2005 ukazał się wywiad-rzeka z abbé Pierre (Henri Grouès) Mon Dieu... pourquoi? (fr. Mój Boże… dlaczego?), w którym 93-letni ksiądz przedstawił swoją wizję Kościoła i świata. W tym wywiadzie wyraził swoje wątpliwości co do zakazu wyświęcania kobiet. Traktowanie kobiet głównie jako obiektów piękna fizycznego (czasy Odrodzenia) w gruncie rzeczy je poniża. Prawdą jest, że kobiety same wpadły w pułapkę bałwochwalstwa. Koniecznie chcą być podziwiane i uwielbiane. W rezultacie doprowadziły do tego, że to co powinno być dyskretne stało się jawne. Kobiety opakowane w piękne akcesoria zatracają swoją naturalną kobiecość i piękność. Erotyka medialna sprowadza kobiety do roli przedmiotu i zabawki męskiego pożądania. Za tę nieobyczajność nie tylko kobieta ponosi winę.



[1] Początek Świata – Biblia a nauka, Michał Heller, Michał Drożdż, wyd. BIBLOS, Tarnów 1998. s.21.

[2] - Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Jan Paweł II,  Wydaw. Libreria Editrice, Vaticana 1986 s. 42.

[3] Kapłaństwo kobiety, Antoni J. Nowak OFM, KUL Lublin 1998, s. 48.

http://wiara-rozumna.blog.onet.pl/2,ID427353974,index.html